Dziś krótko o mojej kolejnej podróży do Włoch, a właściwie takiej podróży-nie-podróży, bo... o przeprowadzce. O tym, co przemycam oprócz 5 kilo sernika i czego najbardziej się obawiam?
Nikt nie
lubi pożegnań, ale pewno Was zdziwię, kiedy powiem, że nie przepadam też za przywitaniami.
Te zwykle są jakieś... trudne, niezręczne i poprzedza je jakiś nagły i dziwny niepokój.
Dzisiaj czekają mnie zarówno pożegnania, a zaraz po tym powitania. Dosłownie i
przenośnie, no i nie wiem, które będzie trudniejsze...
Za jakieś
parę godzin zostawiam za sobą dawną codzienność – nie ma już studiów, nie ma
pracy z dziećmi. Nie będzie tego komfortu, że dom jest zawsze blisko i trzeba
będzie znaleźć sobie taki gdzieś indziej...
Nie wiem, który
to raz, gdzie muszę dopiąć walizkę, ale dziś wszystkiego jest za dużo i musimy
to robić z bratem na parę razy. Niby wszystko jak zawsze, ale jakoś inaczej.
Niby znowu kończy się tak, że ja siadam na bagażu, a on z trudem go dopina, ważymy
i ups... Trochę przekraczamy, ale już trzeba wyjeżdżać na lotnisko i w drodze
może uda się znaleźć parę rzeczy do przepakowania i to tak, aby nikt nie
zauważył, że prowadzę mały przemyt. Tym razem jest gorzej, bo co i jak spakować
do walizki wiedząc, że ma się tylko bilet w jedną stronę? Jak się pożegnać,
kiedy nie możesz zapewnić, kiedy dokładnie wrócisz, choćby, że na święta?
W mojej walizce znalazło się z pewnością milion niepotrzebnych rzeczy i tylko kilka tych, które na pewno się przydadzą. Inne zostawię w domu i będę długo żałować, że tam zostały... Spakowałam też trochę takich rzeczy, które na pewno żaden celnik nie znajdzie podczas prześwietleń i kontroli lotniskowych. Przemycam gdzieś ze sobą 5 kilo sernika, trzy miary strachu przed nieznanym i upycham w miarę możliwości dwie garści radości, ciupkę ekscytacji i odrobinkę czegoś, w rodzaju satysfakcji.
W mojej walizce znalazło się z pewnością milion niepotrzebnych rzeczy i tylko kilka tych, które na pewno się przydadzą. Inne zostawię w domu i będę długo żałować, że tam zostały... Spakowałam też trochę takich rzeczy, które na pewno żaden celnik nie znajdzie podczas prześwietleń i kontroli lotniskowych. Przemycam gdzieś ze sobą 5 kilo sernika, trzy miary strachu przed nieznanym i upycham w miarę możliwości dwie garści radości, ciupkę ekscytacji i odrobinkę czegoś, w rodzaju satysfakcji.
Dzisiaj
przyjdzie mi wsiąść w samolot w kierunku, który dobrze znam. Pewnie pośród tych
moich wielokrotnych podróży w to samo miejsce, wysiedziałam już wszystkie
miejsca – od przodu po skrzydła aż po sam tył samolotu. Jak tylko wylądujemy,
to przede mną będzie wiele przetartych ścieżek, z samego lotniska wyszłabym
pewnie z zamkniętymi oczami, a mimo wszystko... Mimo wszystko będzie jakoś
inaczej.
To przez ten
bilet. To jego wina. To ten bilet, co jest tylko w jedną stronę. To zupełnie
nowa sytuacja i nieznane uczucia i inne pytania. Co mnie spotka w gąszczu
pełnym nieznajomych twarzy, w zaułkach biurokracji i dniach niewypełnionych
obowiązkami, a przepełnionych nostalgią za domem? Co się zmieni, kiedy zrozumiem,
że Włochy to nie tylko krótka, słoneczna przygoda, a mają się stać też moim
domem? Kurczaki... Czy to w ogóle będzie możliwe? Te „nowe” Włochy? Czy polubię
to „nowe” miejsce? Bo będzie nowe, chociaż wybudzona z najsłodszego snu o 4 w
nocy, opowiem Wam o każdym zabytku miasta! Czy nie popełniam właśnie
przypadkiem błędu? Za czym będę najbardziej tęsknić i czy to nie przeważy
szali? Przy tych pytaniach, już dawno przestało się liczyć, że w moim
prawdziwym domu robią już zakłady, ile przytyję na diecie makaronowo-lodowej
(swoją drogą, ile obstawiacie? My już się trochę znamy, no i wiecie, że nie grzeszę
silną wolą...:)
Dwie garści
radości też gdzieś tam leżą na dnie, ściśnięte pomiędzy torcikiem Wedla a
swetrem, bo w końcu... wyjeżdżam w miejsce, które jest jednym z tych „moich
miejsc na świecie”. Gdzie mam kilkoro ważnych przyjaciół i paru znajomych oraz
kilka ulubionych zaułków i knajpek. Wyjeżdżam by poznać lepiej codzienne życie
i kulturę kraju, który w końcu lubię odkrywać, który zaczął mnie fascynować... Italia
uszyta jest z mitów o dolce Vita i wiecznych wakacjach i, choć różnie to
oceniam, przekaz ten jest silniejszy od mojej racjonalności. Z tym też się
wiąże ta odrobinka... ekscytacji, przemieszanej ze strachem przebudzenia...
A dlaczego do
bagażu wpadła też satysfakcja? Nie przypadkiem wcale. Gdzieś tam spełnia się
jakieś moje małe marzenie, jakaś próba mojej odwagi i wewnętrznej siły. Poczułam
się gotowa na taki krok. Niby nic, ale wierzcie mi, nie było mi łatwo zostawić
wszystko w tyle. Przede mną jednak widzę jakąś szansę na osobisty rozwój. Wiem,
że coś we mnie się podczas tej podróży-nie-podróży zmieni. To właśnie robią
podróże – mniejsze i duże. Wywołują wewnętrzne zmiany. Czeka na mnie tam też
oferta współpracy, która, jak wierzę, pozwoli mi w dalszej perspektywie
zrealizować inne moje włoskie marzenie, o którym Wam już trochę... prawie
napisałam i o którym może wkrótce odważę się otwarcie napisać wkrótce. ;) Tak więc to właśnie się zmieni. Od jutra będę z Wami już nie w Polsce, a we Włoszech... z Sycylii Zachodniej, z Trapani.
Być może,
kiedy to czytasz, jem ostatni przed wyjazdem wspólny rodzinny obiad, a mój
bagaż mknie właśnie po taśmie obok setek innych walizek. Trzymajcie kciuki, by
skaner niczego nie wyłapał, aby mnie nikt mnie zatrzymał (i nic), bo to co
przemycam, waży całkiem sporo i chyba to po mnie widać. Dam znać już po drugiej
stronie, o ile nie będę bardzo tęsknić za pierogami!
PS Od końca
przyszłego tygodnia na blogowym Facebooku i na Instagramie (który nadal
rozgryzam!) pojawią się bardzo dziwne rysunki mojego autorstwa... przeprowadzą
nas przez świat włoskich idiomów. Długo zastanawiałam się nad jakąś serią
postów dla mniej i bardziej włosko-zaawansowanych. Zobaczymy jak sobie poradzę
z bazgrołami. Wypatrujcie!
Ciekawy artykuł
OdpowiedzUsuńwiele ciekawych treści tutaj.
OdpowiedzUsuńTrochę zadroszczę tej przeprowadzki :) Jak zabezpieczyłaś rzeczy przed przeprowadzką. Wysyłasz je kurierem? Ja własnie pakuję się i zastanawiam się nad zamówieniem taśm z https://tcmservice.pl/ Przydadza się do zaklejania kartonów.
OdpowiedzUsuńCześć! Super post! Ja również niedawno przeprowadziłam się za granicę, ale do Niemiec. Jak radzisz sobie z nauką języka włoskiego?
OdpowiedzUsuńPowodzenia, ja bym nie chciała się odciąć od całego życia w Polsce
OdpowiedzUsuńsuper!
OdpowiedzUsuńPozazdrościć takiej przyodny
OdpowiedzUsuńpiękna sprawa
OdpowiedzUsuńTeż myślałam kiedyś o przeprowadzce to Włoch, jednak się nie zdecydowałam
OdpowiedzUsuńZazdroszczę odwagi i decyzji
OdpowiedzUsuń6 lat we Wloszech i niestety nostalgia jest cały czas. Teraz wykonuje transport Wrocław oraz przeprowadzki Wrocław i nie mogę sobie pozwolić na powrót do Włoch ale chętnie pomogę w przeprowadzce.
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńNowy rozdział życia bez kłopotów! Skorzystaj z naszej usługi przeprowadzki, by zminimalizować stres i maksymalizować komfort. Oferujemy sprawną organizację i bezpieczny transfer do Twojego nowego miejsca. https://warstransport.pl/
Fantastyczny kierunek dużo słońca i radości po przeprowadzce.
OdpowiedzUsuńWow, to naprawdę duża zmiana! Przeprowadzka do Włoch brzmi ekscytująco i pełna nowych wyzwań. Trzymam kciuki, żeby wszystko poszło gładko i żebyś szybko poczuła się tam jak w domu. To normalne, że pożegnania i przywitania mogą być trudne, zwłaszcza gdy wiążą się z tak dużą zmianą. Trzymaj się mocno i życzę Ci powodzenia na nowym etapie życia!
OdpowiedzUsuńChciałbym Wam wszystkim polecić sprawdzić stronę https://strongtransport.pl , na której znajdziecie ofertę profesjonalnej firmy Strong Transport, która zajmuje się transportem oraz przeprowadzkami. Jeżeli jesteście zainteresowani ich ofertą, to wszystkie informacje o ofercie oraz kontakt znajdziecie na stronie.
OdpowiedzUsuńGratuluje odwagi! Trzymam kciuki, aby wszystko poszło sprawnie i szybko. Powodzenia na nowym etapie.
OdpowiedzUsuń______________
https://przeprowadzki-krakow.com.pl/
Gratuluje i życzę powodzenia.
OdpowiedzUsuń