Jak się mi mieszka we Włoszech? Sprawozdanie z przeprowadzki


Cóż, ciężko mi uwierzyć, że to aż cztery miesiące temu dopinałam walizkę i opuszczałam moją szarą Warszawę, aby zamieszkać na wiecznie słonecznej Sycylii. A jednak: kalendarz i matematyka przedstawiają twarde fakty, chociaż pamięć płata figle. Jakby dopiero co tydzień temu ze stresu ściskał mi się żołądek, a po głowie błąkały się pytania, czy to na pewno dobry wybór...  Nie jestem jeszcze w stanie tego ocenić, ale odpowiadając na Wasze wiadomości: tak, na lotnisku nie zauważono mojego nadbagażu, a sernik dotarł cały. Co więcej, już następnego popołudnia nie było po nim śladu...

Minęły zaledwie 4 miesiące, a ja wiem, że myliłam się w wielu, wielu kwestiach...
Przede wszystkim, nie doszacowałam... odpowiedniej ilości swetrów. Zgadza się, to żaden błąd. Ja, na Sycylii, mam za mało ciepłych swetrów! Te zostały daleko zapomniane na dnie mojej polskiej szafy i, gdyby swetry mogły opowiadać sobie dowcipy, to pewnie nawet teraz się ze mnie śmieją jaka to ja byłam głupia. Mało tego, pewno cieszą się, że dobrze mi tak, kiedy w moim mieszkanku zgrzytam zębami, bo wyjeżdżałam ucieszona po pachy, że w tym roku dla mnie zimy nie będzie. Moim zdaniem swetry i golfy na pewno to wiedziały, że we Włoszech zimą wcale nie jest tak ciepło jak w moich wyobrażeniach.

Zachód słońca nad Trapani,
widok z Monte San Giuliano; zdjęcie własne
Muszę przyznać, że za dnia świeci piękne słońce i często się tym chwalę. Jest tak cudownie, że aż sama sobie zazdroszczę tej wspaniałej pogody, może nawet trochę się opaliłam, a na pewno mam więcej witaminy D. Prawda jest jednak taka, że zachód zabiera ze sobą wszelkie ciepło. Podarowuje zaledwie chwilę radości, bo w końcu chyba nie ma niczego piękniejszego niż tutejsze zachody słońca, ale w chwilę po tym, w miasteczku zostaje wilgoć i szumiący wiatr, które przenikają aż do kości. Wieczorem ledwo udaje mi się założyć na siebie setną warstwę ubrań, kiedy to zapadam w stan natychmiastowej hibernacji. Miejscowi nie wierzą mi, że aż tak kiepsko znoszę zimno, w końcu jestem z Polski! Na nic moje tłumaczenia, że w moim kraju chłód nie sprawia, że już odczuwam reumatyzm, a dopiero co przekroczyłam ćwierćwieczę.

Kropla deszczu straszy Sycylijczyków
jak wampira czosnek.
Trapani na Sycylii; zdjęcie własne
Mimo obaw wyrażonych w moim „pożegnalnym” poście, na ulicach spotykam coraz więcej znanych twarzy. A już na pewno ta moja stała się znajoma dla miejscowych. Muszę przyznać, że w ostatnich tygodniach poznałam tyle nowych ludzi, że czasem trudno mi skojarzyć, kto to mnie pozdrawia. Są też takie dni – na przykład deszczowe poniedziałki – kiedy ciężko w ogóle kogokolwiek spotkać na ulicach. Kropla deszczu straszy Sycylijczyków tak jak wampira czosnek. W dodatku zimą Włochy tracą trochę tej swojej magii i atmosfery wiecznych wakcji, szczególnie w małych miasteczkach. Deptaki pustoszeją, a lokale się zamykają. Wieczorem gwar włoskich dyskusji i szalonej ulicznej jazdy nagle cichnie. Na głównych ulicach snują się tylko jakieś zagubione cienie, których szybki krok słychać echem razem z hukiem trzaskających na wietrze okiennic.  Teraz wszystko dzieje się w domu, gdzie czasem w kurtkach i czapkach rodzinnie gra się w karty, a dokładnie dzisiaj, ogląda Sanremo. I tak, aż do następnego słonecznego dnia czy bezdeszczowego, ciepłego wieczora, kiedy to czar wraca i jak gdyby nigdy nic... Włochy są znowu Włochami.

Czasem jeszcze wiele aspektów mieszkania we Włoszech nie dociera do mojej polskiej mentalności.Przykład? Że faktycznie łatwiej coś załatwić w urzędzie jak się kogoś zna, i że ogólnie warto ludzi znać. Że jak się uśmiechnę do sprzedawcy warzyw i owoców w ape na rogu, to jutro wyciągnie dla mnie lepsze pomarańcze... Gubię się też we włoskiej czasoprzestrzeni. Kiedy znajomi pytają mnie „Jak Ci tam w tych Włoszech?” i opowiadam im o moim zderzeniu z tutajszą codziennością, ze sposobem postrzegania czasu i przestrzeni w Italii, to się wszyscy strasznie śmieją. Ale powiem jedno, kiedy mieszkasz pośród Południowców, nie ma w tym absolutnie nic zabawnego. Zapewniam, że to, co wydaje się fantastyczne podczas krótkich wakacji, bo przydaje się podczas urlopowych anegdot, dokucza w czasie codzienności. Dla Włochów stąd czas nie istnieje, a jeśli tak, to jest bardzo relatywny, rządzi się własnymi prawami. Tu „za chwilkę jestem” znaczy „wstaję, wczoraj mi się zabalowało, jeszczę muszę podjechać do babci na śniadanie, a potem podrzucić skuter do mechanika, a po drodzę strzelę sobie jeszcze kawę, czyli będę za godzinę lub nigdy”. Tu podjeżdżają wszyscy wszędzie samochodem: nawet 300 metrów to zbyt daleki dystans by przejść się na pieszo, aby coś załatwić i to nawet jeśli tutejsi doskonale wiedzą, że nie będzie możliwe znaleźć tam odpowiedni parking! Podjadą, bo od czego istnieje terza fila, trzeci rząd? Już nawet nie drugi... Parkingowych nie będzie, bo przed chwilą wiał wiatr z zachodu  (ma che centra ja się pytam?), zresztą jeszcze jest za wcześnie... a jak przyjdzie mandat, to się może zapłaci. Może. Oczywiście, wszystko to z przymrużeniem oka, mam nadzieję, że na tej generalizacji nie ucierpiała żadna włoska duma. 

W tym całym mentalno-czasowo-przestrzennym zawikłaniu ciężko mi jest po prostu odnaleźć swój rytm i swój sposób bycia. Jeszcze nie rozumiem w stu procentach, kiedy, co i dla kogo znaczy prima/seconda mattinata/serata,  czyli pierwszy/drugi poranek/wieczór. Złoszczę się na siebie, kiedy mam gorszy dzień i przekręcam wszystko po włosku, ale wspaniale jest usłyszeć czasem słodkie kłamstewko, że w ogóle nie słychać, że nie jestem miejscowa. Po prawdzie, często sobie ćwiczę sycylijskie wstawki i śmieję się jak bardzo mi się to nie udaje. Poza tym wszystkim... Cudownie jest jednak, pomimo wieczornego chłodu, mieszkać otoczona tak wielkim pięknem i chociaż przez połowę dnia móc cieszyć się rozkosznym, ciepłem słońca. Nie urządzam sobie wielkich podróży, ale przemierzając codziennie tę samą trasę, odnajduję nowe szczegóły i sekrety mojego nowego-starego miasteczka. Cieszę się, kiedy ktoś na ulicy prosi mnie o wskazanie drogi oraz kiedy wiem o kim mówią moi włoscy znajomi, chociaż słyszę jedynie, że to kuzyn kuzyna tego faceta, co prowadzi warzywniak na rogu tamtego placu. Przyjemnie jest być częścią czegoś. Uśmiecham się pod nosem, kiedy obok mnie śmiga pies na skuterze (z właścicielem, rzecz jasna) lub nucący rowerzysta. Czuję się dobrze, kiedy otwieram okno na mój dziedziniec i słyszę śpiewającą włoskie hity gospodynię z budynku obok... W końcu, kiedy się śpiewa przy gotowaniu, wszystko potem smakuje lepiej. Komu mogłoby zaszkodzić odrobinka cantare?

Gelato con briosce, typowe sycylijskie gelato;
zdjęcie własne
Podczas tych kilku miesięcy jeszcze lepiej opanowałam sztukę cieszenia się jedzeniem. Na Sycylii nie ma śniadania, obiadu, kolacji. Każdy posiłek to sztuka i prawdziwa celebracja, i, chyba coraz lepiej to rozumiem. Czekam na pausa pranzo z utęsknieniem i... zwalniam, co mi odpowiada bardziej niż jedzenie II śniadania w pociągu. Poza tym, jeśli chodzi zaś o ten słynny zakład w sprawie kilku kilo więcej, to mogę Wam zdradzić, iż póki co, szala wcale nie przeważa się aż tak znacznie w stronę tych, co obstawiali, że trochę mi się przytyje! A nie ukrywam, że wcale nie odmawiam sobie pyszności sycylijskiej kuchni. W czasie mojego pobytu trafił się akurat sezon na świeżą ricottę, pieczone kasztany...  Sama własnoręcznie zbierałam oliwki i tłoczylam z nich oliwę oraz zamykałam je w słoiczkach by były gotowe do aperitivo! Z drzew zrywałam klementynki i przepyszne sycylijskie pomarańcze! Na włoskiej wsi głębokiego południa wciąż owocują poziomki... Na moje nieszczęście, Włosi, Sycylijczycy... uwielbiają feste. Było święto świętej Łucji, wszyscy staliśmy w kolejce po arancine!... Teraz trwa karnawał, dopiero co w zeszłym tygodniu objadałam się czekoladą, a wczoraj był tłusty czwartek, przede mną jeszcze tłusty piątek, sobota, niedziela, poniedziałek i wtorek!... Włoska strona mnie to golosità - łakomstwo - a sporo tutaj jest lodziarni. Wiecie, odkryłam, że gelato zimą smakuje znacznie lepiej, gdyż nie musisz walczyć z czasem, kiedy ta pyszność się rozpuszcza... W ten sposób poznałam też nowy cudowny smak, który mocno konkuruje z lodami pistacjowym – a jest to carruba! Dziwne, ale lody z owoców drzewa karobowego są dosłownie przepyszne!

W tym miejscu przepraszam, że tyle mnie nie było. Staram się wciąż odnaleźć moje miejsce i mój własny rytm tutaj, w Italii. Nie zawsze jest łatwo. Są dni kiedy zmianiam perspektywę na tę włoską i czas trochę przelatuje mi przez palce, bo odkładam wszystko na jutro, albo na nigdy, lecz efekt jest taki, że cieszę się codziennością i drobiazgami. Są też takie momenty, kiedy ciężko mi się odnaleźć i tęskno mi i to bardzo za Polską i za naszymi sposobami bycia i życia. Nie tylko blaski, ale są i cienie mieszkania tutaj. Wad mieszkania we Włoszech nie tyle doświadczam, ile je poznaję każdego dnia... Czytam o tym w gazetach, oglądam w telewizji, a przede wszystkim słyszę o tym od znajomych. Okazuje się, że wcale nie jesteśmy jako Polacy najlepsi w narzekaniu. 

Wiele mam Wam do  opowiedzenia, ale i Wy mnie! Dzisiaj wieczorem będę obchodziła Dzień Pizzy! Dajcie znać w komentarzu, czy dzisiaj Wy też świętujecie! Bo ja i Lucy (*cocker spaniel ze zdjęcia) – tak! Przypominam, że Pausa Italia jest obecna na Instagramie, gdzie często zdaję relacje z życia we Włoszech. Dziękuję, że jesteście!

PS Jak Wam się podoba nowe logo? 

Cordiali saluti,
Asia





13 komentarzy:

  1. Mega zazdroszczę, ja się nie odważyłam na taki krok, ale przeprowadziłam się do większego miasta - zmiana na plus. Z transportem mebli jest niemały kłopot więc też myślę, że wynajęcie takiej firmy jak https://transportplus.pl/ to dobry pomysł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeprowadzka za granicę to na pewno spore wydarzenie, dlatego warto do odpowiednio zorganizować

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja trochę z innej beczki. przyroda piękna klimat trochotę cieplejszy zima tez jest. Włosi zrozumiali skapi ceny wysokie. wysmiewaja się z obcokrajowców a ja jestem ciekawa czy by sobie dali rade w naszych firmach z ta wieczna ich rozlazloscia. mimo wszystko warto odwiedzić italie

    OdpowiedzUsuń
  4. Artykuł dobry , zresztą jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeprowadzka do Włoch jest moim marzeniem. Czuję, że w tym kraju byłabym szczęśliwa, że bym się odnalazła. Gdy pierwszy raz pojechałam tam na wakacje miałam najpiękniejsze wspomnienia, zakochałam się we...wszystkim. Gdy wróciłam do kraju czegoś mi brakowało, tęskniłam, mimo, że byłam tam pierwszy raz. Od tamtego czasu we Włoszech bywam regularnie, najczęściej w Rzymie. Czuję więź z tym miejscem. Dziękuję za ten wpis i za to, że znowu poczułam, że jest to miejsce dla mnie. Może kiedyś moje marzenie się spełni :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeprowadza do Włoch od dawna była w moich planach do realizacji. Byłam kilka razy, ale najbardziej zakochałam się w Bolonii. W tym roku sama zorganizowałam wycieczkę. Na Bolonia.pl czytałam co powinnam przygotować do wyjazdu i co robić na miejscu. Poznałam niesamowite osoby w Bolonii, a także znalazłam możliwość pracy od nowego roku w okolicach wiosny. Dla mnie to bardzo ciekawa oferta, może skorzystam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny wpis, dużo ciekawostek można tutaj znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przy przenoszeniu się do nowego mieszkania, warto skorzystać z usług firmy przeprowadzkowej. Jest to bardzo duży ułatwieniem przy każdej przeprowadzce.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowna sprawa! Czego najbardziej Ci brakuje we Włoszech?

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja chętnie bym się przeprowadził.

    OdpowiedzUsuń
  11. podziwiam i zazdroszczę jednocześnie

    OdpowiedzUsuń
  12. Z jednej strony nie chciałbym zmieniać kraju, ale dla Włoch bym się długo musiał zastanawiać

    OdpowiedzUsuń
  13. Super. Też chciałbym zamiejszkać we Włloszech ale do odważnych świat należy czyli nie do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń

Z góry dziękuję za twój komentarz!